Wiele dzieci żyje w ubóstwie. Nierzadko ich dzieciństwo to wyłącznie czas pracy. Nie mają warunków, by swobodnie bawić się i uczyć. Nie mają też możliwości, by prosić o pomoc.
Zastanawiasz się, co możesz dla nich zrobić? Możesz wiele, bo każdy potrafi czynić dobro, jeśli tylko zechce. Większość z nas może nakarmić i nauczyć czegoś pożytecznego niejedno z tych dzieci. Możemy dać im dużo radości. Wystarczy podzielić się wolnym czasem, swoimi talentami, czasem także środkami finansowymi. Przecież Bóg podarował nam to wszystko nie po to, byśmy samolubnie gromadzili lub marnowali, lecz po to, byśmy dzielili się z innymi. Pewnie nie zdołamy pomóc każdemu dziecku, ale to nie oznacza, że nie powinniśmy pomagać tym, którym możemy. Temu m.in. służy wolontariat misyjny.
Kolejny raz, na jednej z misji prowadzę zajęcia artystyczne dla dzieci. Spotykamy się w czasie wakacji, codziennie na placu tuż obok szkoły. Zawsze jest kolorowo, wesoło i głośno. Bawimy się i tworzymy przy dźwiękach piosenek. Z małego głośnika umieszczonego na drzewie płynie muzyka z mojego telefonu. Słysząc malgaskie piosenki, dzieci chętnie je śpiewają. Czasem tańczymy do polskich lub światowych przebojów. Na zajęcia może przyjść każdy. Najczęściej przychodzą uczniowie, ale również młode mamy z dziećmi na ręku, a czasem nawet babcie z wnukami. Wszyscy są mile widziani. Od początku towarzyszy nam także grupka dzieci, które stoją za szkolnym ogrodzeniem i obserwują. Nazywam je Dziećmi koloru ziemi, bo są tak bardzo zaniedbane i brudne, że prawie niewidoczne na tle brunatnej malgaskiej ziemi. Mimo to, ja je dostrzegam i nie są mi obojętne. Z pewnością żyją w skrajnej biedzie i nie chodzą do żadnej szkoły. Są nieufne i płochliwe jak ptaki. Codziennie podchodzę do nich i zapraszam do kreatywnej zabawy, lecz one nie reagują. Wciąż patrzą z przestrachem w oczach i milczą. Ale pewnego dnia, pod koniec zajęć kilkoro z nich przekracza bramę i siada pod ścianą szkoły, czyli wciąż z daleka od nas. Natychmiast podchodzę do nich i rozdaję kolorowanki oraz materiały do wykonania prostych drobiazgów. Dzieci zaczynają tworzyć. Na ich twarzach nadal gości lęk i niepewność, lecz tym razem oczy im się śmieją. Niedługo potem, gdy pozostali uczestnicy zajęć się rozchodzą, rozkładam kolorową chustę animacyjną i zachęcam nowoprzybyłe dzieci do wspólnej zabawy. Wybucha wielka, spontaniczna, dziecięca radość. Teraz nawet Bóg śmieje się z nami!
Po kilku dniach Dzieci koloru ziemi przyprowadzają swoje rodzeństwo. Wkrótce odważnie siadają obok swych rówieśników – uczniów i wspólnie tworzą. Nadal są ciche i małomówne, ale już nie ma w nich poczucia zagrożenia. Często się śmieją. Nieudolnie, choć z wielkim zapałem rysują kredkami, uczą się posługiwać nożyczkami, szyć itp. Ich umiejętności manualne są niestety niewielkie. Do szkoły rzeczywiście nie chodzą i nawet nie potrafią się podpisać. Częściej wymagają mojej pomocy i większej uwagi, ale są dla mnie największą radością. Przynajmniej tu i teraz mogą bawić się i uczyć nowych rzeczy. Wiem, że ich dotychczasowe, krótkie życie to wyłącznie praca, zarabianie pieniędzy dla rodziny i opieka nad młodszym rodzeństwem. Niejednokrotnie dziewczynki, sądząc z wyglądu nie mają nawet 10-ciu lat, uczestniczą w zajęciach, dźwigając na plecach młodsze rodzeństwo. Czasem więc układam na moich kolanach śpiącego malucha, żeby w tym czasie jego starsza siostra mogła spokojnie pobawić się z innymi.
Zajęcia trwają. Pewnego dnia, uczennica misyjnej szkoły spada z ławki. Niestety wcześniej uderza głową o drewnianą krawędź. Natychmiast rozlega się krzyk. Podchodzę i pomagam wstać. Dopiero po dłuższej chwili cichną skargi na ból i płacz powoli ustaje. Niestety po kilku dniach sytuacja się powtarza. Tym razem upada na ziemię kilkuletnia dziewczynka, jedna z tych najbiedniejszych. Dostrzegam uderzenie głową o ławkę. Spodziewając się okrzyku bólu, natychmiast ruszam na ratunek. Po chwili delikatnie podnoszę dziecko. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczynka milczy, choć twarz ma zalaną łzami. Jestem pewna, że bardzo cierpi. A jednak przez małe, zaciśnięte usta nie wydostaje się żaden dźwięk bólu ani słowo skargi. To dziecko płacze bezgłośnie!
– Jakże cicha potrafi być bieda – myślę, głaszcząc brudną od ziemi głowę dziecka.
Iwona